czwartek, 27 października 2016

Domowy peeling kawowy

Gwarantuję, że nie ma lepszego sposoby na złuszczenie martwego naskórka i poprawienie stanu skóry, niż domowy peeling kawowy! Najlepszy, z najlepszych! Gruboziarnisty, aromatyczny i skuteczny! Najczęściej używam go jako peelingu do twarzy, rąk i stóp, ale jak już brudzić wannę to na całego - świetnie nadaje się do peelingowania całego ciała!

Kofeina zawarta w kawie ma za zadanie wspomagać walkę z cellulitem, ponieważ działa rewitalizująco i regenerująco. Pobudza mikrokrążenie krwi, dotlenia komórki skóry, aktywuje wydalanie toksyn a także wspomaga rozpad i wydalanie tkanki tłuszczowej, dlatego znajduje się w składzie wielu produktów antycelulitowych, modelujących i wyszczuplających, które można kupić w sklepach. Jednak nie ma co przepłacać, kupować produktów, których cena nie zawsze idzie w parze z jakością. Znacznie lepiej wypić gorącą kawę w domowym zaciszu, a potem wtórnie wykorzystać fusy, które zostaną na dnie zaparzacza! Dwa w jednym, podwójna korzyść, podwójna przyjemność, dwie pieczenie na jednym ogniu! Domowy peeling kawowy jest idealny! Nie ma jednak co się oszukiwać, żaden specyfik, który będzie posiadał w składzie kawę, a więc kofeinę nie sprawi, że zrzucimy kilka kilogramów a skóra będzie jędrna, gładka i bez efektu skórki pomarańczy. Szansa na poprawę wyglądu skóry istnieje, o ile regularne stosowanie peelingu kawowego idzie w parze z prowadzeniem zdrowego trybu życia, a więc aktywnością fizyczną, utrzymaniem prawidłowej wagi ciała, zdrową dietą... ale nawet jeśli nasza skóra nie będzie bez skazy to po tym peelingu będzie przyjemna w dotyku, gładka i miękka!

sobota, 22 października 2016

Bilans dwulatka



Tadeusz skończył 25 miesięcy. Jednak podsumowującego ten miesiąc posta nie będzie. Podsumowań kolejnych, pojedynczych miesięcy, które nastąpią również. Drugi rok życia dziecka jest równie obfity w zmiany, jak pierwszy, chociaż zachodzą one nieco mniej spektakularnie. Mam wrażenie, że drugi rok jest czasem doskonalenia umiejętności, które dziecko posiadło w ciągu roku poprzedniego. Wiadomo, że dziecko uczy się wielu nowych rzeczy, ale skoki rozwojowe są mniej widoczne i wszystko dzieje się jakoś bardziej płynnie, ciężko wychwycić ten jeden konkretny moment, kiedy zdarzyło się coś zupełnie nowego! W pierwszym roku wszyscy rodzice czekają na pierwsze razy. Na to, by pierwszy raz niemowlę świadomie się uśmiechnęło, przewróciło z pleców na brzuch, pierwszy raz zjadło coś innego niż mleko albo pierwszy raz usiadło stabilnie. Czekają na pierwsze słowa, pierwsze zęby, pierwsze kroki... Gdziekolwiek nie czyta się o drugim roku życia dziecka, tam znajduje się informacje o doskonaleniu mówienia i chodzenia, generalnie sprawności ruchowej, a ponadto mają zajść widoczne zmiany w dziecięcym myśleniu. Generalnie wszystko co pierwsze już było, nawet pierwsze licytacje między matkami na placu zabaw o to, czyje dziecko jest najlepsze. 

czwartek, 20 października 2016

Czym jest dla mnie macierzyństwo? / Natalia

Od czterech miesięcy jestem mamą. Okres ciąży był dla mnie wyjątkowym czasem przygotowań i przemian, wielu wzruszeń i niepokojów. Nie czułam się jednak mamą. Uwielbiałam głaskać mój okrągły brzuch, cieszyło mnie kupowanie kocyków, czarnych bodziaków i flanelowych pieluch w męskie wzory, ale wszystko to było dla mnie bardzo abstrakcyjne. Cieszyłam się, ale tak naprawdę nie wiedziałam jeszcze na co. Mój instynkt macierzyński pogrążony był w głębokim śnie i nawet słodkie kopniaki nie mogły mi nadać tożsamości mamy. Wzruszyłam się do łez pierwszym wyraźnym odczuciem pulsującego bąbla w moim brzuchu, rozczuliło mnie, gdy na USG 3D zobaczyliśmy słodko ziewającą buźkę, ale to nie było jeszcze to.

TO pojawiło się, gdy po kilkunastu godzinach wysiłku usłyszałam krzyk i zobaczyłam niemałego, bo prawie pięciokilogramowego, człowieka, zwiniętego jak budda, z jajowatą głową. Położono go na mnie i krzyk ucichł, a macierzyństwo rozlało się przeogromną, niezmierzoną, bezwarunkową falą miłości. Ot tak, po prostu, naturalnie. W moich ramionach leżał nasz Owocek, cud nad cudy, abstrakcja urzeczywistniła się. Miłość, która wypełniła salę poporodową, gdy razem z Mężem wpatrywaliśmy się w naszego Synka, była tak prawdziwa i namacalna, że dało się ją kroić i jeść łyżeczką.

Natalia i Wiktor
fot. Oskar Sajnok

czwartek, 13 października 2016

Czym jest dla mnie macierzyństwo? / Natalia

Do rodzicielstwa się dorasta…

Z Tatą Kakaludka poznaliśmy się w liceum. W kole teatralnym. Można powiedzieć, że to takie typowe love story - ja dziecko emo wiecznie ubrana na czarno, on hip-hopowiec w spodniach do ziemi. Pierwsze spojrzenie i pierwsza rozmowa - już wtedy wiedziałam, że to coś poważnego. Po tygodniu zaczęliśmy być parą. I tak nam zostało do dzisiaj.

Różniło nas wiele, a jeszcze więcej  łączyło. Mało kto życzył nam szczęścia, bo przecież to tylko pierwsza miłość - musi się skończyć. Wbrew przeciwnościom losu udało nam się stworzyć dobry związek, który przetrwał niejedną próbę, a zwłaszcza próbę czasu. Jak widać przeciwieństwa naprawdę się przyciągają.

Dziesięć lat razem. Pięć lat mieszkania ze sobą. W tym cztery lata we własnym domu. Dwa spłacone kredyty. Jedno auto. Jeden kot. Przyszedł w końcu moment, że zaczęliśmy myśleć o dziecku. Temat pojawiał się między nami od dawna, ale znikał pod nawałem różnych życiowych problemów. Do czasu, aż nic nie stało się dla nas ważniejsze.

Natalia i Kuba
fot. Selfie