Pamiętacie
kampanię „Nie odkładaj macierzyństwa na potem”? Wywołała ona niemałą dyskusję w
mediach społecznościowych. Główna bohaterka to kobieta, która swoje ambicje i
plany zawodowe oraz realizację marzeń przekłada ponad macierzyństwo. Niestety
kiedy osiąga wszystko to, do czego przez tyle lat dążyła, okazuje się, że na
posiadanie dziecka jest już za późno. Został piękny dom z dużym tarasem oraz
wspomnienia z podróży do Tokyo. Nie ma jednak z kim się tym podzielić. Wśród
wielu moich znajomych kampania wywołała oburzenie. Mnie jednak wzruszyła i dała
do myślenia, ponieważ w bohaterce widziałam cząstkę siebie.
Praca
od zawsze była dla mnie ważna, zresztą jakże mogłoby być inaczej, skoro jestem
(a właściwie do niedawna byłam) aktywna zawodowo już ponad dziesięć lat – to jedna
trzecia mojego życia! Nigdy nie przywiązywałam się do konkretnych miejsc i w
ciągu dekady pracowałam w sześciu różnych firmach. Dużo? Mało? Nie czas i miejsce
na dyskusję o tym. Ja jednak wiedziałam, że chcąc się rozwijać muszę znaleźć
takie zajęcie, które mi to umożliwi. Bo właśnie nie praca sama w sobie, a
rozwój były dla mnie najważniejsze. Szukałam takiego miejsca, do którego
każdego dnia będę przychodzić przekonana, że dzisiaj dokonam rzeczy wielkich. I
wiecie co? Udało mi się to.
Kasia fot. R.A.G. |