Zaczynałam właśnie studia magisterskie.
Miałam przerwę w nauce, ponieważ w kierunku kosmetologia wtedy były tylko studia
licencjackie. Więc skończyłam licencjat a potem pracowałam 3 lata jako
kosmetolog w salonie kosmetycznym. Po tym czasie pojawiła się możliwość
podejścia do studiów drugiego stopnia. Więc złożyłam papiery. Studia się
zaczęły.
Byłam już mężatką i miałam swoje cztery
kąty. Któregoś dnia postanowiłam zapytać się męża czy nie che mieć już dziecka,
bo ja już jestem gotowa. Wcześniej już o tym gadaliśmy. Pomyślałam, że jak
każdy gada, „że staranie się o dziecko to długi proces”, to może zacznijmy już
dziś, żeby nie tracić czasu, bo i tak trochę to potrwa przecież.
W komplecie fot. Album rodzinny |
Za trzy miesiące od danego dnia byłam
już w ciąży. Było to dla mnie wielkie zdziwienie, że tak szybko poszło. Miałam
też nadzieje, że jak większości kobiet dokuczają wymioty do około 3 miesiąca,
to ja też nie będę się wyróżniała z tłumu i też do maksymalnie 3 miesiąca będę
miała. Niestety nie przewidziałam, że może być inaczej. Nie przewidziałam, że
mogę być szczególnie wrażliwa na hormony i to małe życie, które je produkuje.
Czułam się fatalnie od prawie samego
początku do samego końca. Na uczelnie chodziłam, ale dojazd do niej czy poranne
zajęcia były jednym wielkim dramatem. Uczyłam się na sesje, wymiotowałam w
trakcie nauki i uczyłam się znowu. Zosia w brzuchu zaczęła mieć miało miejsca,
bo zjadał mniej stres związany z sesją. Wzięłam więc urlop dziekański.
Na końcu ciąży miałam problemy, bo
Zosia nieoczekiwanie dawała znaki „wychodzę do Was”. Moja Pani doktor ginekolog
starała się przedłużyć ten proces do maksimum. Udało się jeszcze troch
powalczyć. Skończył się pierwszy rok, zaczęły się wakacje. Ja trochę
odsapnęłam. Zosia miała urodzić się pod koniec września. Udało mi się skończyć
1 rok studiów potem też drugi.
Zosia urodził się pod koniec sierpnia.
Byłam przerażona, że już się zaczęło. Na szczęście urodziła się zdrowa i silna.
Tylko malutka. Dlaczego piszę Wam o tym skoro to temat o macierzyństwie? Bo
matką stajesz się o wiele wcześniej za nim się jeszcze pojawi na świecie Twoje
dziecko.
Ada i Zosia fot. Album rodzinny |
Po porodzie byłam bardzo szczęśliwa.
Niestety po jakimś czasie coś zaczęło zjadać mnie od środka. Okazało się po
dłuższym czasie, że to nie zły humor. To depresja. Nie mogłam sobie z nią
poradzić. Świat wydał mi się szary. I to nie było tak, że zaniedbywałam swoje
dziecko. Kochałam je tak bardzo, że zaczęłam się o nią potwornie bać. Tak
bardzo, że wizja tego świata i mojej córki zaczęłam mnie przygnębiać, dołować.
Poradziłam sobie, ale nie sama. Przy
depresji nie jest tak łatwo, ta choroba zjada całą radość i przemienia ją w
smutek i strach. Nie widziałam dobrych rzeczy, które przyniesie to życie mojej
córce, widziałam tylko te złe. Bałam się do tego stopnia, że na spacer z Zosią
wychodziłam tylko ja, bo bałam się, że jak wyjdzie z babcią to ktoś porwie
wózek.
Możesz w tym miejscu nazwać mnie
wariatką. Ja nazywałam się mamą. Tylko macierzyństwo w pewnym momencie mnie
przytłoczyło. Jak tylko zaczęłam unosić ten ciężar na barach, wszytko zaczęło
nabierać innych kolorów. Dużo różu i fioletu.
Teraz Zosia ma 5 lat. Chodzi do
przedszkola. Bawi się z dziećmi, jeździ na weekend do dziadków. Jest szczęśliwa
i ja też, ale strach o swoje dziecko zawsze pozostaje. Grunt to znaleźć w sobie
zaufanie do swojego dziecka i do swojego instynktu, aby to nie strach nas
kontrolował, ale my jego. Wtedy macierzyństwo jest piękne. Cholernie męczące,
dalej przerażające, ale piękne.
***
Cześć jestem Ada. Z wykształcenia
jestem kosmetologiem. Z wyboru
mamą, z pasji blogerką. W idealnej
proporcji łączę ze sobą macierzyństwo i kosmetologie, bo jestem matką, ale przede
wszystkim jestem kobietą. Mój blog www.kosmetomama.pl
Fajne podejście, fajna mama!♡
OdpowiedzUsuń