Wiecie co
w macierzyństwie jest najgorsze? Żyjemy w społeczeństwie, które uważa,
że ma prawo do oceniania naszych relacji z dzieckiem i zachowań podpatrzonych
na ulicy a co więcej wytykania nam zauważonych błędów, nigdy prosto w oczy. Najgorsze w tym społeczeństwie są właśnie matki, jedna
świętsza od drugiej. W tym środowisku, krytykowanie, oceniania i komentowanie są na
porządku dziennym. Oczywiście póki to ja - matka idealna, najświętsza w okolicy
- krytykuję, oceniam i komentuję innych, bo jeśli chodzi o mnie to nikt nie ma
prawda wchodzić z butami w moje życie. Zgadza się?
Sama każdego
dnia uczę się nie oceniać innych, a wszystko chociażby dzięki Tacie Tadeusza,
który zawsze stara się najpierw rozważyć wszystkie możliwości, a dopiero potem
wyciągać wnioski, i który stara się poznać temat, zanim zabierze głos. W
większości afer medialnych brakuje mu zawsze przedstawienia drugiej strony
medalu (ach Ci dziennikarze...) i dystansu, którego ja próbuję się uczyć, którego próbuję nabrać, zanim wydam - być może krzywdzący i niesłusznie wydany
- osąd. Sama nie chcę, żeby ktokolwiek
osądzał mnie na podstawie sytuacji wyrwanej z kontekstu. Właśnie Tata Tadeusza nie raz, nie dwa zwracał mi uwagę na to, że oceniam rzeczywistość przez pryzmat odcinka wyrwanego z pewnej całości i krytycznym okiem patrzę na coś, czego tak naprawdę dokładnie nie sprawdziłam i nie widziałam w pełnej krasie. Trudno było mi się z nim nie zgodzić, a druga rzecz, zawsze bardzo łatwo jest oceniać sytuację, póki jesteśmy jedynie obserwatorami i sprawa bezpośrednio nas nie dotyczy. Jak wiadomo, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia... w związku z tym bezdzietni chętnie doradzają jak zająć się niemowlakiem, a matki niemowlaków z przyjemnością wypowiedzą się, jak radzić sobie ze starszakiem, który akurat przechodzi wszystkie możliwe bunty na raz. W końcu wszystko jest takie proste i oczywiste, prawda?
Krytykować
można właściwie wszystko - poród naturalny i cesarskie cięcie, karmienie
piersią i karmienie mlekiem modyfikowanym, gotowanie obiadów i podawanie
posiłków ze słoików, szczepienie dzieci lub rezygnowanie ze szczepień, noszenie w chustach
i wożenie w wózku, karmienie dziecka eko i zdrowo albo dawanie dzieciom
czekolady, bieganie za dzieckiem po placu zabaw i siedzenie na ławce z gazetą,
kiedy dziecko bawi się samo, używanie pamperów i wielorazowych pieluch, spanie z dzieckiem i spanie
dziecka w osobnym pokoju, ubieranie latem w gruby sweter (i dlaczego ono nie ma czapki?!), a zimą w za cienką
kurtkę, kupowanie markowych ciuchów, z
których dziecko wyrasta zanim je ubierze i kupowanie używanych ciuchów, za grosze i bez
metki, pozwalanie dziecku na brodzenie w kałuży, podawanie leków lub leczenie domowymi sposobami, zostanie z dzieckiem w domu albo pójście do pracy i skazanie
dziecka na żłobek czy przedszkole, ewentualnie zostawienie z babcią czy
opiekunką...
Kiedy widzisz pulchne dziecko jedzące wafelka to
komentujesz, że ma nadwagę, a jeszcze opycha się słodkim. Nie pomyślisz, że ten
wafelek to jedyna słodkość spośród zdrowych i pełnowartościowych posiłków,
które zje, a których Ty nie będziesz widziała. Kiedy zauważysz mamę, na siłę podnoszącą swoje rozhisteryzowane dziecko z ziemi to powiesz, że niepotrzebnie je szarpie i
dziecko niczemu nie jest winne. A nie pomyślisz o tych wszystkich postronnych,
którzy jak Ty oceniają i zaraz będą chcieli dziecko „pocieszyć” pogarszając
tylko sytuację. Nie pomyślisz o matce, która po dziurki w nosie ma krytycznych spojrzeń przechodniów i histerii dziecka. Kiedy słyszysz płaczące dziecko w restauracji, nie pomyślisz o
mamie, która zestresowana jest tym płaczem tak, że sama ma ochotę płakać, tylko
powiesz, że lokal to nie miejsce dla rozwrzeszczanych dzieciarów. Kiedy jakaś
mama nie pozwoli dziecku zjeść lodów, powiesz, że przesadza i jedne lody nikomu
nie zaszkodziły, ale nie pomyślisz, że tego dnia to już czwarta prośba o lody. Ogólnie nie pomyślisz, że to co widzisz i
słyszysz to tylko jeden mały skrawek, jakiejś rzeczywistości. Rzeczywistości,
która jest nieco bardziej złożona, niż wydaje się na pierwszy rzut oka.
Oceniasz kilka minut, jedną scenę…
Wszystko, dosłownie wszystko można skrytykować,
ocenić i skomentować przypinając innej matce łatkę wyrodna. Tylko po co? Robi Ci to dobrze? Cokolwiek
zmienia to w Twoim życiu albo czujesz się lepsza? Prawda jest taka, że
każda z nas jest taka sama, chociaż mamy inne rodziny i prowadzimy różny tryb
życia. Każda z nas jest taka sama, bo
łączy (i dzieli) nas macierzyństwo. Każda z nas ma dziecko, czasem
kilkoro - martwimy się, chcemy przychylić im nieba, drżymy ze strachu, że coś
może się im stać i nie śpimy po nocach czuwając, uczymy wytrwale i pomagamy,
jak umiemy. Czytamy poradniki, książki o wychowaniu, prasę dla rodziców a potem
życie robi swoje, każąc ufać intuicji i stawiać czoła codziennym wyzwaniom na froncie, na którym walka nie zawsze bywa równa. Generalnie
kochamy najmocniej na świecie i wychowujemy, jak potrafimy najlepiej, wkładając
w to całe serca i dusze.
A mimo to
pokłady cierpliwości są ograniczone i zdarza się, że emocje biorą górę nad
rozsądkiem. Czasem najzwyczajniej na świecie się spieszymy albo boli nas
głowa, dziecko w nocy dało nam w kość, jesteśmy niewyspane, mamy gorszy dzień
albo pms, albo zwyczajnie świat nas wkurwia. Zdarzy się, że podniesiemy głos,
burkniemy lub milczymy wymownie, weźmiemy dziecko ze sobą na siłę, byle
jednak poszło w tą samą stronę co my, a nie w przeciwnym kierunku. Pozwolimy
nadąsanemu dziecku leżeć na środku chodnika, a same usiądziemy obok razem z
siatkami pełnymi zakupów, bo czemu nie. Włączymy bajkę dla dziesięciu minut
świętego spokoju. Nie pozwolimy dziecku iść po murku albo obserwować biedronki
przez kolejne pół godziny, bo poprzednie czterdzieści minut to dla nas już zbyt
wiele, czasem nie docenimy patyka na chodniku albo psiej kupy, chociaż
zasługiwała na to, jak mało co. Czasem powiemy o jedno słowo za dużo, bo tego
dnia w język gryzłyśmy się już tysiąc razy i ten jeden raz się nie udało.
Zdarzy się, że rzucimy siarczystym ja pierdolę, by jednak resztę
wiązanki wykrzyczeć bezgłośnie. Nie pozwolimy zjeść lodów, będziemy kazali iść
szybciej albo będziemy mieli dość płaczu na środku ulicy, chociaż doskonale
wiemy, że ten płacz to jedyna możliwa w tej chwili forma komunikacji.
Nie wiem
jak Ty, ale ja mam tak codziennie. Nie jestem idealna i nie chcę wytykać Ci
Twoich błędów… bo za każdym razem, kiedy oceniam wyrwaną z kontekstu sytuację i myślę, że jesteś do dupy to
przypomina mi się, że sama jestem jeszcze gorsza.
Jak bardzo prawdziwe.Sama przyznaje że mam byłam w ciąży,to komentowalam inne matki mówiąc, że ja nie pozwolę żeby moje dziecko się tak zachowywała itd. Teraz kiedy jestem już matka widzę,że życie toczy się nie zawsze tak jakbyśmy tego chcieli czy tak jak to sobie zaplanowaliśmy.Dziecko co wulkan energii i emocji i nie zawsze jest nam po drodze żeby to poskromic. A co do komentowania innych,odkąd mam swoją małą przy sobie, stałam się bardzo przeczulona na tym punkcie. Odeszłam od komentowania innych,bo sama nie lubię jak ktoś "prawi mi morały".Po prostu przechodzę obok różnych sytuacji obojętnie (może to i źle), ale prawda jest taka że nie lubię jak się ktoś wtrąca do mojego wychowywania więc i sama tego nie robie - bynajmniej staram się :-)
OdpowiedzUsuńWiesz co, skłamałaś... Nie wszystko można skrytykować... Tego tekstu nie skrytykujesz bo jest prawdziwy, prawda w oczy kole ale według mnie nie podlega krytyce :) Więc tylko pochwalę - fajne są te Twoje teksty :) Takie Twoje :)
OdpowiedzUsuńps. i patrz, a jednak coś skrytykowałam ;)
ps2. a co do ciężkich chwil czy też dni - każda je ma, pytanie, która się przyzna :)